1 grudnia 2006 roku w pewnym komisie został kupiony pewien samochód. Przy kupnie nabywca otrzymał wszystkie dokumenty (kwit ubezpieczenia, dowód i takie tam duperele). Nasz nowy właściciel postanowił zapłacić następną składkę OC, gdyż termin był do lipca. I teraz akcja!
Co się okazało? Auto w komisie stało od 16 listopada 2006, gdyż tego dnia poprzedni właściciel sprzedał je komisowi. Następnego dnia ów jegomość poleciał do PZU, czy gdzie tam to było ubezpieczone i zarządał zwrotu składki. Zwrot otrzymał, kwit też, ale gdy sprzedawał auto, sprzedawał je razem z kwitem, że OC jest opłacone! Taki sobie średni polski cwaniak taxi driver. Następna ciekawostka: w papierach okazało się, że ów taksówkarz sprzedał to auto jakiemuś Kowalskiemu 1 grudnia i dopiero od tego Kowalskiego nasz niczego nieświadomy nabywca kupił nasz przedmiot pożądania. Oczywiście też 1 grudnia. Z papierem potwierdzającym, że OC jest opłacone (gdy tymczasem od jakichś dwóch tygodni auto nie było ubezpieczone).
Jak wiadomo, nie wolno jeździć autem bez zapłaconego OC, jest to zabronione i grozi za to kara w postaci 500 euro za każde dwa tygodnie... biorąc pod uwagę, że auto nie było ubezpieczone od 17 listopada do... jaki teraz miesiąc mamy? Kwota ta chyba jest trochę wysoka. Co na to ubezpieczyciel? Nic, tą sprawą zajął się Fundusz Gwarancyjny, który zapewni, aby każdy grosz został wpłacony na konto PZU. Tylko od kogo wyciągnąć pieniądze? Kto ma zapłacić karę? W przepisach stoi jak byk, że właściciel pojazdu, czyli w tym wypadku... nie kto inny jak nasz niczego nieświadomy nabywca!
Oczywiście po zapłaceniu kary za swój występek, będzie mógł się domagać na drodze sądowej zwrotu tej kwoty od osoby, od której kupił to auto, ale potrwa to kilka lat. Co z tego, że został oszukany? Jest to luka prawna i nasz szczęśliwy posiadacz nowego auta ma po prostu... pecha.